UWAGA

1.Arty na tym blogu nie należą do mnie.
2.Opowiadanie zostało napisane przeze mnie i zastrzegam sobie do niego prawo.

niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 1 ,,My perfect world"

               Lara lubiła samotność. Nie musiała wtedy udawać osoby, którą wszyscy oczekiwali, żeby była. Mogła się przygarbić i zmyć z twarzy fałszywy uśmiech. Nikt jej nie krytykował, nie udzielał rad. Odetchnęła rześkim powietrzem. Kochała ten beztroski stan. Delikatny wietrzyk odgarnął jej włosy z czoła. Położyła dłonie na metalowej barierce. Czuła się w pewien sposób wolna. Nie była w tym momencie pod niczyją kontrolą. Stała wsłuchana w szum miasta. Samochody przemierzały plątaninę ulic, ludzie spieszyli się gdzieś. Jak zwykle. Rozciągała się przed nią panorama Nowego Waszyngtonu. Z trzydziestego piętra miała widok na całą Dzielnicę Chmur. Nazwa ta pochodziła od setek wieżowców wybudowanych w tym miejscu. Strzeliste budynki tworzyły dżunglę ze szkła i betonu. Słońce odbijało się w gładkich powierzchniach zmuszając obywateli do używania przyciemnianych soczewek. Lara nie wyobrażała sobie życia w innym miejscu. Tu się urodziła, tu był jej dom. Wzniosła oczy ku szaremu niebu. Ciemna chmura leniwie sunęła ponad miastem. Zanosiło się na deszcz. Ledwo sformułowała tę myśl, na jej nos coś kapnęło. Poczuła delikatne pieczenie w tym miejscu. Ostrzegano wczoraj przed toksycznymi opadami. Mogła nie wychodzić na taras. Szybkim krokiem wróciła do mieszkania. Drzwi otworzyły się z cichym ,,szszsz". Przestąpiła próg i klasnęła dłońmi włączając tym gestem światło. Zaraz potem znalazła się w łazience z buteleczką substancji dezynfekującej w ręce. Otworzyła pojemnik i nalała trochę płynu na wacik. Gotowe lekarstwo przyłożyła  do oparzenia. Te środki ostrożności były konieczne. Kwas zawarty w deszczu mógł powodować różne choroby. Dziewczyna zerknęła w stronę lustra. Patrzyła na nią wysoka szesnastolatka. Ciemny warkocz spływał po jej prawym ramieniu (najmodniejsza fryzura ostatnich miesięcy). Mały nosek, zielone oczy i kształtne usta tworzyły twarz typowego mieszkańca Nowego Waszyngtonu. Jednym słowem: niczym nie wyróżniała się wśród sąsiadów. Jak każdy nosiła specjalne gogle iSeemore firmy Apple. Był to wyprofilowany kawałek twardego, przezroczystego materiału, który działał na podobnej zasadzie co zwykłe okulary. Z tą różnicą, że posiadacz iSeemore mógł w dowolnej chwili połączyć się z internetem. Zawartość sieci wyświetlana była bezpośrednio przed oczami użytkownika.
               Lara chwilę wpatrywała się w swoje odbicie. Za rok miała osiągnąć pełnoletniość. Przerażała ją ta perspektywa. Nie czuła się jeszcze dojrzała. Chciała pozostać dzieckiem. Niewinną istotą, którą do tej pory była. Westchnęła i przymknęła oczy. Czas tak szybko płynął. Przeciekał jej przez palce. Większość ludzi patrzyła w przyszłość i stawiała sobie cele. Wiele trudu kosztowało realizowanie ich. Kiedy wreszcie coś osiągali, nie cieszyli się z chwili zwycięstwa. Wyznaczali sobie nowe zadania. Dążyli do doskonałości. Perfekcji.  Żyli w oczekiwani na coś, co nigdy nie miało nadejść. Nie chciała wpaść w takie błędne koło.
                 Dotyk zimnej dłoni na ramieniu sprawił, że podskoczyła ze strachu. Otworzyła oczy i w tafli lustra ujrzała mężczyznę w średnim wieku. Jego szpakowate włosy opadały na czoło pełne zmarszczek. Twarz zdradzała zmęczenie. Tak jak Lara nosił iSeemore. Na policzkach Toma Williamsa zobaczyła dołeczki, jak zawsze kiedy się uśmiechał. Tata wrócił.
-Przestraszyłeś mnie! Nie wchodź tak nagle!- z pretensją w głosie pisnęła dziewczyna.
Nie wyglądał wcale na skruszonego. Mogłaby przysiąc, że na ułamek sekundy zobaczyła w jego oczach złośliwe iskierki.
-A co? Nasza śpiąca królewna znów buja w obłokach?-Po tych słowach przytulił ją, tak jak ojcowie mają w zwyczaju przytulać córki. Nie protestowała. Bardzo go kochała.
-Mam nadzieję, że nie przerywałeś mojego ,,bujania w obłokach" bez powodu- przewróciła oczami.
-Jakże bym śmiał!-zachichotał.
-No więc?- zaczynała się niecierpliwić.
Mężczyzna teatralnym gestem wyciągnął zza pleców czerwone jabłko. W tym momencie Larze za sprawą jakiejś siły wyższej minął zły humor.
-Tato!- zawołała uradowana.
-Prawdziwe- zapewnił Tom.
-Ale.. jak? Skąd?- nie mogła uwierzyć. W Nowym Waszyngtonie bardzo trudno było o owoce.
-Znajomy mi załatwił- mrugnął okiem.
-Musiałeś wydać na nie fortunę...
-Oj przestań!- zaśmiał się.
Niepewnie dotknęła skórki jabłka. Ostatnio jadła taki owoc dwa lata temu. Nadal pamiętała jego smak.
-Tylko podziel się z Angeliką!- przypomniał tata wychodząc z pomieszczenia.
Lara z nabożną czcią przetransportowała produkt do kuchni z zamiarem podzielenia go na cztery równe części: dla niej, dla siostry, dla mamy i dla ojca. Jej wzrok prześlizgnął się po kalendarzu. Był 15 czerwca 2235 roku. Dokładnie za miesiąc wypadały imieniny matki. Dziewczyna uruchomiła Foodprint i umieściła jabłko w urządzeniu. Wybrała odpowiednią opcję i już po paru sekundach chrupała jedną czwartą owocu.
                 Wieczorem usiadła przed telewizorem. Akurat leciały wiadomości. Oczom Lary ukazała się młoda prezenterka w obcisłym kostiumie. Na dole ekranu widniał wielki napis: ,,77. rocznica Zjednoczenia Ziemi".
-Oto relacja na żywo z obchodów siedemdziesiątej siódmej rocznicy Zjednoczenia Ziemi!- obieściła kobieta- Powitajmy naszego kochanego prezydenta Jamesa Johnsona!
Na podwyższeniu stał stosunkowo niski i pulchny mężczyzna. Jego mała łysa głowa błyszczała w świetle fleszy. Wyglądał na mniej więcej 60 lat. Tak jak Lara miał zielone oczy, jednak na tym kończyły się podobieństwa. ISeemore wżynały się śmiesznie w tłuste policzki, a kołnierz z trudem okalał niezliczone podbródki głowy państwa.
-Drodzy obywatele...- zaczął, ale przerwał mu ryk wiwatów. Odczekał chwilę i powtórzył:
-Drodzy obywatele! Chciałbym powitać was na tej niezwykle ważnej uroczystości! Mija dzisiaj dokładnie siedemdziesiąt siedem lat odkąd nasi ojcowie zjednoczyli tę planetę! Wiele trudu kosztowało ich to osiągnięcie. Pamiętajmy o naszych przodkach, gdy korzystamy z wygód tego świata! To właśnie dzięki nim nastąpił rozwój techniki! Ludzkość zapomniała o wojnach i skoncentrowała się na tym, co ważne- na odkrywaniu! Na eksploracji! Na wynalazkach! Sięgnęliśmy gwiazd, wybudowaliśmy kolonie na wielu planetach! To wszystko dzięki Zjednoczeniu!
-Niech żyje prezydent!- krzyknął ktoś w tłumie. Ludzie zaczęli skandować:
-Niech żyje! Niech żyje!
Johnson chciał chyba coś jeszcze powiedzieć, jednak nie udało mu się przekrzyczeć tłumu. Posłał kamerze słodki uśmiech i w tym momencie na ekranie telewizora pojawiła się reklama Samsunga.
                 Ten człowiek budził w Larze mieszane uczucia. Przede wszystkim niepokój. Sama nie wiedziała dlaczego. Może ta jego łatwość zdobywania zwolenników. Łatwość przemawiania. Łatwość manipulacji tłumem. Z drugiej strony ufała mu jako prezydentowi. Wierzyła, że byłby w stanie poświęcić się dla obywateli. Wszyscy go kochali, nie pamiętała, żeby kiedykolwiek wybuchł jakiś strajk  Tak, był dobrym prezydentem.


Witam pierwszą czytelniczkę Erynkę 207 i zapraszam na jej bloga:
http://izabella-dwaswiaty.blogspot.com! Co do rozdziału: wiem, mało akcji ale spokojnie, jeszcze się rozkręci
;).

Arya Romanoff

7 komentarzy:

  1. Oj tam, że nic się nie dzieje. Ładnie opisałaś świat i bohaterkę, dzięki czemu można poczuć klimaty opowiadania, które mi przypadły do gustu. :D
    Ten prezydent wydaje mi się podejrzany... Tu się będzie działo coś podejrzanego!
    No patrz! Już udało Ci się wprowadzić odpowiednią atmosferę!
    Teraz zmuszam Cię do dodania następnego rozdziału, bo zwariuję!
    Weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa ;). Następny rozdział już niebawem!

      Usuń
    2. Wow... Mega notka. Masz wspaniałą i bardzo wyrazistą wizję świata w 2235 roku. Już nie mogę się doczekać co będzie w następnym rozdziale.
      Ps. To mój drugi komentarz do tego posta. Tamten był bardzo długi, ale mi go smakowało. Nie obrazisz się na mnie za taki krótki?

      Usuń
    3. Super, że się podoba (zainspirowały mnie Igrzyska Śmierci i Niezgodna). Dziękuję za czytanie bloga na bieżąco ;)
      PS Nie obrażę się :P. Jestem wdzięczna za każdy komentarz ^^

      Usuń
  2. Wow!!! Wspaniały opis *-*
    I twoja wizja świata. Genialny pomysł.
    Trudno było wtedy o owoce???!!! Wow...
    Czekam na dalsze rozdziały.
    Weny życzę ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz ;)
      A co do braku owoców: pomysł zaczerpnęłam z jakiegoś filmu (nie pamiętam tytułu). Totalne zanieczyszczenie środowiska, działalność człowieka itd zamieniły Ziemię w jedno wielkie wysypisko (taka trochę apokalipsa). Sztuczne jedzenie i produkowany przez człowieka tlen stały się normą, bo rośliny i zwierzęta wymierały w zastraszającym tempie... Trochę się wygadałam o czym będzie drugi rozdział :P Powinien pojawić się w sobotę, ale niczego nie obiecuję (mam jutro gości i nie wiem czy coś napiszę)

      Usuń
  3. Jak ja lubię klimaty Sci-fi... :D
    Lara, tak? Patrząc po naszych awatarach stwierdzam, że obie chyba przeszłyśmy przygody z pewną panią archeolog.
    Nie bez powodu czytając rozdział, wyobrażałam sobie własnie Larę Croft. I jeszcze ten warkocz - najmodniejsza fryzura w Nowym Waszyngtonie... Rozdział krótki, ale na pewno bardzo fajnie wprowadziłaś do swojego wykreowanego świata.
    Przyszłość, Zjednoczona Ziemia, kolonie w kosmosie... Łał. A może tak zamiast kolonizować inne światy, kochany prezydent zrobiłby coś z pogodą?xD Co to mają być za deszcze?! Dobrze, że mają tam te wszystkie leki, śmiesznie by było chodzić z wypalonym nosem. Swoją drogą, jak te deszcze kwasowe są, to nie palą domów, zwierząt... czegokolwiek innego? Kumam, że budują z jakiś super betonów? Zabrakło mi informacji o tym. Hm, te zielone oczy to efekt ewolucji?:D Wszyscy żyją w wysokich wieżowcach, w zniszczonym świecie... To miasto w chmurach skojarzyło mi się z Star Warsami. ^^
    Na pewno mają niefajne warunki. Kolejne - łał. Taka frajda, gdy dostaje się jabłko. Jestem jeszcze bardziej utwierdzona w tym, że nie chcę takiej przyszłości, nawet jeśli wtedy Ziemia jest Zjednoczona. xD Hitler chciał zrobić coś podobnego i to źle się skończyło. Osobiście nie wierzę, żeby takie królestwo długo trwało, więc przeczuwam zły koniec. Podejrzany jest dla mnie ten prezydent!
    Wracając jeszcze do jabłka... Jak to takie cenne, to mógłby robić za świetny prezent dla Lary na jej 18stke. xD Swoją drogą też nie chciałam dorastać. Nadal czuję się dzieckiem... Piona, Lara!
    I jeszcze jedno... Te okulary to świetny bajer! xDD
    Lece czytać dalej, zaintrygowałaś mnie. :)

    OdpowiedzUsuń